Boję się pytania, czy jeszcze się kochamy, czy to jeszcze miłość… Nikniemy milcząc, zajęci codziennościami na skrajach odległych rzeczywistości. Nawet nie wiem, jak miałbym o Ciebie zawalczyć… Proste „wróć”, proste „potrzebuję Cię”, czy wystarczyłoby? Chyba nawet nie powinno, to oboje my, nie tylko ja, mamy się potrzebować… Być może, Ty mnie potrzebujesz mniej, na odległość namiastka mnie ma wystarczać… taki jestem obrzydły… Wiem, że bez Ciebie jestem i czuję się gorszym człowiekiem, nie jestem tak samo otwarty i optymistycznie nastawiony do świata, jak przy Tobie… Wielkie mi pustki uczyniłeś tym zniknieniem swoim… Chyba nie mam depresji, przynajmniej nie wszystkie objawy pasują, na szczęście… ale i szczęścia nie ma. Czuję, że szczęście to stan, który zdecydowanie był, ale został przerwany i jestem przysypany ziemią, w bezruchu… Nie wiem, jak mam nas ulepszyć, przywrócić. Czy zdrada to jest to, czego ode mnie oczekujesz, bo chcesz, bym się i Cię upodlił, wreszcie porzucił? Nie