Jednak

Tak sobie myślę i czuję, teraz, gdy przynajmniej jedno jest jasne…

Będzie mi Ciebie brakowało. Od miesięcy brakuje, ale żyłem nadzieją, a tę dziś zabiłeś. Powinieneś był zabić ją dawniej. Naprawdę głupi dzieciak ze mnie, że łudziłem się, że jeszcze będziemy razem, tak, jak byliśmy blisko kiedyś. Teraz przynajmniej czuję pustkę (nie-radość, ale i wreszcie nie-depresję, tudzież nie-ulgę, ale i wreszcie nie-lęk). Czarna dziura to nie jest, Rów Mariański też nie, ale po niektórych kraterach nawet dinozaury giną.

Wszystkiego sobie nie wyjaśniliśmy, bo na odległość nie chcesz, nie potrafisz, nie wiesz. Być może odważysz się kiedyś.

Dużo i tak już wiem i czuję, między słowami i latami Nas dotąd. Prócz mnie, masz więcej bliskich Ludzi takich, jakim ja byłem. Nie wierzysz w związki na wyłączność, monogamię, życiowe dwie połówki. Kochasz i masz więcej mężczyzn, z którymi potrzebujesz bliskości, i nie przekonało Cię nigdy (nie uważasz za potrzebne) szczególne przywiązywanie się do jednego. Przy okazji, codzienne wspólne życie pod jednym dachem okazało się nie Twoją bajką. No i niemożliwe byłoby zaspokojenie potrzeb związanych z pociągającą Cię znaczną różnicą wieku i doświadczenia seksualnego i życiowego.

Grunt, że wiemy, co dla nas, dla każdego z nas osobna, ważniejsze. Niekoniecznie wiemy słusznie i zgodnie z odwzajemnieniem, ale pozostajemy w nowych okolicznościach, z którymi będziemy się oswajać.

Ty pozostajesz w przekonaniu, jakoby ważniejsza dla mnie miała być monogamia. Jakoby uzależniam miłość od wyłączności. Tymczasem ja większe pretensje mam o to, że mnie zostawiłeś i nie rozmawiałeś, przeciągając w nieskończoność moją niepewność i udrękę, że nie chcesz rozmawiać o innych mężczyznach ze mną, nawet nie próbowałeś mnie włączyć, oswoić i zaznajomić z sytuacją, tylko rozpocząłeś życie beze mnie. Gdybyś chciał, bym w Twoim życiu był, to bym był, choćby było mniej standardowo, niż śmiałem się spodziewać, dopuszczać kiedyś. Teraz choćbym mentalnie mógł się otworzyć na nowe sytuacje, to nie da się pominąć faktu, że mnie w tym wszystkim pominąłeś, czyli nie traktowałeś po partnersku, a jak dziecko, bożka lub zabawkę, które się traktuje, a nie jest podmiotem, partnerem i wspólnikiem myśli, czynu i sensu.

Nie dopuściłeś mnie do swego życia. Nie chciałeś, bym był z Wami, gdy chętnie znajdywałeś preteksty do wyjazdu do naszego (Twojego) znacznie starszego wiekiem i doświadczeniem Znajomego i spędzając czas, którego Wam ani nigdy przecież nie wypominałem, ani dalej nie wypominam, co nie zmienia faktu, że przecież ślepy nie byłem, próbowałem być blisko Ciebie i wtedy, ale mnie wtedy pomijałeś i odtrącałeś. Intencjonalnie i świadomie mnie z tych relacji wyłączałeś. Teraz usłyszałem, że to ja się zamykałem w sobie… Raz tylko nie wiedziałem, jak się zachować, gdy Snapchata szybko zamknąłeś, tak jakbym Cię złapał na zdradzie. To Ty takie znaczenie temu nadałeś, nie ja, próbując przede mną wszystko ukryć (choć może winnem Ci zrobić awanturę, a nie zrobiłem). I co z tego, że nie miałem problemu z ukrytym Twoim drugim kontem na Instagramie, gdzie odnajdujesz się lepiej ze starszymi wiekiem i doświadczeniem Mężczyznami, gdzie poznałeś swoich obecnych Bliskich Mężczyzn, skoro to wszystko przede mną uważasz, że musiałeś ukryć. Sam tym mnie wyłączyłeś z naszego związku. Piosenki i filmiki, o poliamorii, o otwartych związkach, nie są w stanie zastąpić rozmowy, nie są włączaniem mnie, tylko sondowaniem, testowaniem, czy mnie to pociąga. Sam już byłeś „po drugiej stronie” w trakcie chyba całego naszego związku. Gdybyś to czytał, to bym Cię zaskoczył, że całkowicie takich relacji bym nie wykluczał, mimo że trudniej buduje się relacje im więcej jest osób naraz, ale wpierw trzeba dobrze poznać się i sobą znudzić oraz obopólnie wpuszczać powiewy otwartości. Tymczasem nie tylko od tego zaczynałeś, ale i pognałeś beze mnie. A wyjazd, emigrację, też wiem, że przecież planowałeś wiele razy, do jednego Kraju jeszcze wpuścić Cię nie chcieli, ale wspólnie ubiegając się o wizę, musiałem przecież czuć, że chcesz wyjechać i tam zostać beze mnie, był inny kraj, finalnie znalazłeś się w Trójkącie, w którym trochę późno na czworokąt, o mnie zapomniałeś, nie jestem Ci potrzebny. I nawet jeśli chcieli mnie poznać, to za bardzo się mnie bałeś, by przygotować mnie na spotkanie lub je sprowokować, tak że przypadkowego dzwonka do drzwi na obczyźnie nie otworzyłem i nie poznałem. Mimo moich prób rozmów, nie potrafiłeś uczciwie porozmawiać, czy chciałeś Nas… Wystarcza Ci to, co jest i beze mnie, chyba. No, ale, to teraz trochę gdybanie. Pognałeś dalej beze mnie w życiu, rozwinąłeś się, masz prawo do szczęścia i swojej wersji bliskości, beze mnie w wydaniu z pierwszych lat. Troszkę jeszcze nie rozumiem, dlaczego wystawa w muzeum czy muzyka poważna, to coś, czego ze mną nie chciałeś, a ktoś inny jednak Cię na to namówił, choć to nie Twój świat. Może jednak jako partner i współtowarzysz takich miejsc i wspólnego czasu, w moim przypadku jestem nudniejszy i mniej pociągający. U mnie nie ma przebitki nad „pomimo”.

Ja pozostaję w przekonaniu, że straciłem życiowego bliskiego partnera, psychicznie (duchowo) i fizycznie (seksualnie), będącego w moim zasięgu, będącego życiowym aksjomatem, ostoją i nadzieją. Takiego co to za wiele lat będziemy dalej ze sobą blisko, nad czym nie muszę się zastanawiać, bo wiem, że jesteś. Takiego co mimo wszystko zazwyczaj Nas jako Nas chce, nawet mimo wątpliwości i problemów. Teraz już wiem, że byłeś, ale Ciebie już nie mam i to, co było, nie wróci. Tak, dotąd miesiącami chciałem i żyłem nadzieją, że wróci obraz, który był Nami, którego takiego Ty nie chcesz, a mi brakuje. Rozumiem, nie oceniam, nie potępiam przecież. To bardziej jest o mnie, kogo ja potrzebuję, a nie sądziłem, że wcale nie znalazłem i to nie koniec. Że nie będzie pierwszego i jedynego partnera w życiu, że jeśli chcę szczęścia w związku, to będę musiał szukać i budować go w jakimś nowym wydaniu, z innym człowiekiem, że będzie jakiś numer „dwa”, mimo już niemal czterdziestki na karku. Owszem, inaczej to sobie wyobrażałem. Tak związek, jak i to, jak to jest być w takiej sytuacji, jak Ludzie się rozstają.

Pozostaję na tę chwilę też w przekonaniu, że nie jestem w stanie, obiektywnie, konkurować z mężczyznami, którzy Cię bardziej, może inaczej, ale mimo wszystko, mocno pociągają, na tyle, że wiem, że ja Ci nie wystarczę, a nie potrafisz być jednocześnie tak samo blisko ze mną, jak i realizować swoje potrzeby, których Ja Tobie nie mogę zaspokoić, gdyż różnica wieku i doświadczeń między Nami nie istnieje. Zaczynaliśmy wprawdzie równolegle, ale wiek, brak wcześniejszych związków i ten sam czas akceptacji siebie oraz wspólne pierwsze kilka lat, to nas łączy, znamy się czasami jak łyse konie (tylko czasami mam wrażenie, nie znasz mnie w ogóle). Ciekawszych doświadczeń od Twoich nie miałem, a inni starsi i owszem. Czuję się jak kobieta partnerka geja, która zrozumiała, że nie ma szans, nie wygra ani nie zmieni partnera w kochającego heteryka.

Zdradzony, oszukany, wykorzystany, porzucony i skrzywdzony. Nie będę twierdzić, że żadne z tych znaczeń nie jest mi obce. Ale i wiem, że to byłoby nieuczciwe kwitowanie naszego związku. To bardziej skomplikowane, wiem, po Twojej stronie. Ale też i po mojej chyba wiesz, że nie byłeś zwykłym kochankiem.

Zostało u mnie tyle Twoich rzeczy, które zapewne będziesz kiedyś chciał zabrać. Mamy tyle wspólnych rzeczy, nabytych razem dla obojga. Wspólnych pamiątek z czasu, gdy byliśmy blisko. Na razie nie ogarniam mentalnie, że tego już nie ma.

Jest miłość, która nie znajduje już realizacji w naszej czasoprzestrzeni, by mogła istnieć inna czasoprzestrzeń.

Wasze inne czasoprzestrzenie już istnieją, obiektywnie zauważam nie tylko, że były i są, ale i że mnie w nich intencjonalnie nie ma. Nawet jeśli się bałeś, jak zareaguję, to z innymi bałeś się mniej o tym rozmawiać, a mnie wolisz zostawić, niż być razem, na przedefiniowanych zasadach, ale jednak razem w jednej czasoprzestrzeni.

Moja czasoprzestrzeń zapewne powinna się zacząć bez Ciebie, po wielokroć dałeś mi zgodę i radę i życzenie, bym życie układał sobie bez Ciebie.

Na razie postoję i odpocznę.

Na pewno nasza miłość i bliskość wzmocniły we mnie przekonanie, że chcę współdzielić takie i życiowe okoliczności z mężczyzną, że samotność nie jest moim powołaniem, że chcę realizować się w związku, a nie w przelotnym seksie, że partnerstwo jest potrzebnym mi aksjomatem. Kocham Cię i chcę bliskości i partnerstwa, ale wstawiłeś do tego zdania swoje „ale”. Kochasz mnie, ale będąc blisko, nie realizowaliśmy Twoich aksjomatów, więc realizujesz je beze mnie, więc po prostu wyjechałeś, oficjalnie nie zostawiając, bo nie wiedziałeś, co masz zrobić i sądziłeś, że życie samo jakoś się potoczy, z czasem, że ja zakocham się w kimś innym i tak będzie łatwiej.

Przez miesiące wylałem już tyle łez, że teraz po nich płynę, nowych przez czas pisania tych słów brakło, choć jak rozmawialiśmy, to od nich się ani Cię nie uchroniłem.

Wierzę (skoro taki mówisz, to nie zaprzeczam), że mnie kochasz, że nie udawałeś. Choć tego nie mówisz jeszcze, to wiem, że kochasz nie tylko mnie. I wcale tego nie musiałeś wysławiać, ale jak sam przypomniałeś, telepatiujemy czy nadajemy na wspólnych falach, rozumiemy się lepiej, niż nam się obojgu czasami wydaje. Z tego pryzmatu światło mi się załamuje, bo lepiej „dopasowanego” Partnera nie znajdziemy, a przynajmniej ja — nie… Ja bliskości potrzebuję, Ty mojej – no sorry, ale nie, w końcu przez ten czas świetnie sobie radzisz, ja nie. Czekam więc na kolejne rozmowy i spotkanie na żywo, choć muszę przyjąć do wiadomości, że nie możesz być ze mną tak, jak byłeś kiedyś. Zapewne najlepiej byłoby, bym napisał Tobie: „czy mogę ich poznać?”… Ale nic takiego mi nie powiedziałeś, co by mnie upoważniało do takiego przeskakiwania. Prokrastynujesz dalej, boisz się szczerej rozmowy ze mną. No i to mi będzie ciężko wznieść się nad Twoim brakiem otwartości na mnie, brakiem zaufania. Prędzej rozumiem i nie robię zadymy wokół istnienia Was, niż przyjdzie mi wybaczyć, że przez kilkanaście miesięcy zostawiłeś mnie w takiej nieoznaczoności. Teraz dalej tak mnie zostawiasz, to ja sobie sam przyjmuję projekcję za rzeczywistość, po prostu wiem. Na razie i ja się nie ujawniam, że nie jest tak źle, jak myślisz, bo muszę wszystko przeboleć i przemyśleć. Twoja prokrastynacja nawet nie pozwalała mi rozpocząć okresu żałoby po Tobie. Niewątpliwie kolejną rzeczą wywierasz na mnie nieodwracalne piętno, które wpływa na dalsze życie, którego nie będziesz częścią w taki sposób, w jaki kiedyś przez tyle lat byłeś.

Tyle psychoanalizy na dziś.

Komentarze

  1. Dobrze jest umieć zrobić sobie terapię ale raczej nie jest dobrym by ktoś się wtrącał a szczególnie ktoś komu , nie zależy ,dlatego może przejdę i pójdę , dobrze życząc .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Opuszczenie

Naiwny

Nabrany