Koty


Wiele razy zaczynałem pisać do Ciebie. Jednym razem wszystko kasowałem, czasami nie powstrzymywałem się skutecznie z popuszczaniem Tobie pojedynczych zdań, innym razem szło anonimowo do internetu, z różnych przyczyn. Może sam się ich boję, nie chcę kreować nimi czegoś nieświadomie, być źle zrozumianym. Może sam nie znam rzeczywistości i dokonując obserwacji, rozstrzygam jak Schrödinger, czy kot jest żywy, czy martwy, a nie jest mi wcale obojętne, która z wersji okaże się być moją rzeczywistością, jedyną dostępną „prawdą”. Może i dlatego, że Słowa miewają sprawczą moc odkrywania i nadawania sensu okolicznościom wcześniej nieuświadamianym i nieakceptowanym. Tymczasem jestem świadomy, że nie zawsze sens okaże się zgodny i spójny z rzeczywistością, tą ze strony adresata (czytającego, słuchającego, adresata) i tą ze strony autora (piszącego, mówiącego, nadawcy). Wolałbym, by słowa mogły tylko budować i nadawać pozytywny sens, by nigdy nie niszczyły ani nie oddziaływały negatywnie, zwłaszcza jeśli moje synapsy nie zdefiniowały takich desygnatów. Kolejny raz ich używając, znów próbuję zgłębić rzeczywistość za ich pomocą.

Przede wszystkim aktualnie nie mamy ze sobą kontaktu ani bliskości. Staliśmy się obcymi sobie Ludźmi, których w przeszłości dość niemało łączyło, a przestało. Pierwszy raz, gdy opuściłeś Nasz dom. Jak się okazało, nie na krócej, lecz na dłużej (na stałe?), o czym mnie nie uprzedziłeś. Kolejne razy, ilekroć nie potrafisz się określić, zdecydować, co dalej z Nami. Taka prokrastynacja nie buduje Miłości, a potrafi ją zabić, po obu stronach odrębnie. W końcu, pozornie łatwiej jest nie pozostawać „czyimś”. W „Małym Księciu” lis dał się oswoić i zawsze będzie „należał” do tytułowego bohatera. Ja dałem się Tobie oswoić jak lis. Odszedłeś a nie protestowałem, bo jeśli nie wrócisz, to nigdy do siebie nie należeliśmy, jak pisał de Saint-Exupéry. Mam swoje zapatrywania, a to tylko połowa Nas.

Czytam też o stylach przywiązania (Heller&Levine), w Tobie widzę „unikający”-„wycofany”, w sobie z „bezpiecznego”-„ufnego” popadywałem w „lękowy”… Moja stabilność emocjonalna i zdolność domyślania się emocji, bywają w gruzach. Powinienem się domyślać niejednego bycia zdradzonym, ale to byłoby projektowaniem czegoś, czego nie wiem, co byłoby w stylu „lękowym”, którego nie chcę. Tymczasem wciąż kocham i chcę, mimo odrzucenia i opuszczenia… Nie mam sposobności urzeczywistniać Naszej miłości ani z bliska, ani z daleka.

Ilekroć milczysz, przestaję wiedzieć, czy jeszcze jest coś między i przed Nami, moje przywiązanie dąży ku „lękowemu”. Swoje uczucia i potrzeby znam, Twoich o tyle trudniej mi być częścią, że nie ma mnie przy Tobie i spośród wielu Twoich prokrastynacji, akurat to (wyjazd) było jedną z Twoich świadomych, zrealizowanych i mocnych decyzji. Bo przecież to nie była moja decyzja. Nie dość zaspokajałem Twoje potrzeby, wzbudzałem w Tobie negatywne odczucia. Teraz masz ode mnie spokój i wolisz obecne życie. Zastanawiam się, kiedy mi powiesz, że nie wrócisz, że już nie będziemy razem. Nigdy do niczego się nie zmuszaliśmy. „Wolność” i „miłość” łączą się w „wolnej miłości”. Jeden odczyta to jako miłość przeżywaną „powoli”. Innego pociąga otwarcie na wielokąty i więcej skomplikowanych relacji. Tymczasem jak trudno jest rysować długi a prosty odcinek, a co dopiero wielokąt. Podobnie dobrą relację dwojga a co dopiero inne figury geometryczne. Dla mnie „wolność w miłości” znaczy tyle, że nic nie musimy, ale chcemy.

Znów słów Tobie wprost nie wysyłam na razie. Sam się ich boję. „Zlisiłem” się, a z takiej odległości, jaka Nas dzieli, nie widać kotów. Ani żywych, ani martwych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opuszczenie

Naiwny

Nabrany