Długo?
Potrzebuję Twojej bliskości. Wyemigrowałeś, ni to na miesiąc, jak się spodziewałem, a teraz to już w ogóle, nie wiem, czy na zawsze?
Miewam dni, że lecą łzy, czuję się zagubiony, zachwiany. Nie widzę i nie chcę widzieć dobrego sensu mojej rzeczywistości bez Ciebie, bo Cię kocham. Nie potrafię rozpoznać, nazwać i poszufladkować wszystkich emocji, przyczyn, skutków i płaszczyzn rzeczywistości, jakie się dzieją. Czy to zazdrość, czy głos rozsądku, czy tęsknota i samotność… Zarazem, nie protestuję przeciwko emigracji, przecież sam Najwyższego proszę i prosiłem w modlitwie, byś odnalazł swoje zajęcie w życiu. Co prawda miałem nadzieję, że to będzie gdzieś blisko mnie, ale cieszy mnie, że się spełniasz, odnajdujesz. Nie będę kłamał, że cieszy mnie to w 100%, gdyż oznacza rozłąkę. Jak długą?
Dziś, gdy po kilku dniach ponownie odjeżdżałeś, wracałem z dworca, poszedłem na cmentarz, do Mamy. Droga długa i jakoś tylko mi wiatr w oczy wiał, łzy z trudem kryłem przed mijanymi Osobami. Czułem taki sam duchowy dogłebny fizyczny ból rozłąki, jak wtedy, gdy rozstawaliśmy się na innym dworcu po pierwszej randce (a po drugim spotkaniu na żywo). Wydawało mi się wtedy na naszych początkach, że mamy do siebie geograficznie niby daleko, a zarazem blisko (o ironio, dziś mamy jeszcze dalej). Te niemal 7 lat temu, długim korytarzem poszliśmy w przeciwne, swoje strony, a mnie się zebrało na płacz. Z trudem oddychałem, cokolwiek widziałem przez zaszklone oczy, próbując iść dalej. Wtedy jeszcze nie potrafiłem tego zidentyfikować, nazwać. Dziś wiem, że to tliła się miłość.
Wtedy jednak nie wiedziałem, co się ze mną działo, nie miałem doświadczeń do porównania (jesteś pierwszą moją prawdziwą miłością, drobnych i niedorosłych zauroczeń nie licząc). Nie miałem z kim o takich sprawach rozmawiać na żywo (ale pojawiła się Przyjaciółka przez internet, którą też poznałeś na żywo). Nie wiedziałem wtedy, co będzie z Nami dalej, a już zaczynało mi podświadomie zależeć na Tobie…
Miłość łatwo było przeoczyć. Tak jak pierwsza Twoja wiadomość trafiła do spamu i nie pozwoliłem jej zostać bez odpowiedzi. Tak po którymś spotkaniu, wyznaliśmy sobie miłość w nieco ukryte sposoby :*** ale na szczęście, nic uwadze nie uszło^^.
Później różny czas kazaliśmy sobie na siebie czekać. W końcu, kilka razy dałeś sobie pokazać kawałek mojego skromnego życia.
Pamiętam po roku znajomości, że zacząłem pisać do Ciebie długą wiadomość: przyjedź, zamieszkaj, na zawsze, bądźmy razem. Nie zdążyłem jej wysłać, ani powiedzieć, po prostu to zrobiłeś, byłem wniebowzięty.
Jesteśmy od około 6 lat razem, z przerwami na zagraniczne prace. Wiem, że po takim czasie zauroczenie wyparowało z krwi i mózgu, a niejedna para małżeńska się rozstaje, bo przeważa codzienność. Nie znajdujemy powodów do kłótni, mimo że oboje potrafimy powiedzieć tak, że w pięty idzie. Mimo to, wiem, że mamy w sobie nie tylko przyjaciela, ale i partnerów, życiową połówkę. Czy życiową? Chcę, chciałbym. Nigdy nie rozmawiamy o planach długookresowych, ani o małżeństwie, skoro w naszej obecnej Polsce wciąż wydaje się tak nierealne między dwoma mężczyznami. W duchu już jestem Twój dozgonnie, ale czy wzajemnie? Jakimś wsparciem byłoby jakimś móc powiedzieć i usłyszeć „tak” na głos, a nawet przy świadkach… Zaczynam rozumieć, dlaczego dla par jednopłciowych też ważne jest uporządkowanie pewnej sfery życia.
Nie upatruję wyłącznej przyczyny rozłąki w sobie, ale przy moim rozchwianiu, nie mogę trzeźwo właściwie ocenić, na ile i jakie przyczyny nie tkwią we mnie. Ot, chociażby, czy jest jakiś czynnik zewnętrzny, trzeci, i dlaczego niby miałby współtworzyć Twoją nieznaną mi część historii. Mogę natomiast pastwić się nad sobą.
Prawdopodobnie spieprzyłem i zaniedbałem naszą relację. Cierpię na pracoholizm połączony z prokrastynacją. 7 lat temu zrobiłem sobie przerwę, musiałem wsłuchać się w siebie, by dowiedzieć się prawdy o sobie. Jesteś najwspanialszą częścią rzeczywistości, którą odnalazłem, w której i dla której chcę żyć. Niestety po drodze zadużo czasu i energii traciłem dla innych, a gdzieś zapomniałem w tym o sobie i nieświadomie o Tobie. Nie chcąc Cię denerwować pytaniami, gdy i Ty nie znałeś ostatecznych i prawidłowych odpowiedzi, doprowadziłem do tego, że całkiem nie najgorzej wśród tutejszych miejsc i Ludzi „urządziłem” się i daję sobie radę ja, ale już Ty najwyraźniej się tu nie odnalazłeś. Miło i boli zarazem, że odnajdujesz się tam, gdziem mnie nie ma, za granicą. Nie wiem jeszcze, co w związku z tym. Jesteśmy dalej razem, z tego powodu nie przestaję być Twój ani nie chcę Nas mniej, niż wcześniej.
Komentarze
Prześlij komentarz